Wraz z narzeczonym o maleństwo staraliśmy się 4 miesiące, pewnie nie jedna z Was rzekłaby, że z Waszym czasem to nie wiele, ale każdy miesiąc nadziei, że w końcu się udało a później czas rozczarowania jest bardzo przygnębiający. Ostatnią miesiączkę miałam 23 czerwca 2014 roku, kolejny miesiąc starań, kolejny miesiąc oczekiwań małymi krokami zbliżał się 21 lipiec, dzień spodziewanej miesiączki, i wszystko wskazywało na to, że jednak się ona znowu pojawi- nieproszona. Bóle brzucha promieniujące od krzyża, rozdrażnienie i chęć zjedzenia wszystkiego czego cukier wyskakuje ponad normę, czyli standard przed miesiączką...
21 lipca 2014r.
Nadszedł ten nieszczęsny dzień, już dzisiaj powinna przyjść ta nieproszona miesiączka, wszystko na to wskazuje, że przyjdzie nie udało się i tym razem, trudno będziemy próbować dalej, nie poddamy się, nic na siłę wierzymy w to że i nam przyjdzie jeszcze zostać rodzicami.
Siedzę w pracy, mija godzina za godziną, co parę minut biegam do toalety bo wydaje mi się, że to już że dostałam. Nadchodzi wieczór, a miesiączki nie widać, moja psychika reaguje dziwnie, ale pewnie nie jedna z Was tak ma, nie wierze że się udało, raczej to przez stres i milion innych czynników opóźniających miesiączkę, o których naczytałam się w internecie...
22 lipca 2014r. - 5 sierpnia 2014r.
Kolejne dni mijały tak samo, praca nieustanne bieganie do toalety w celu sprawdzenia czy to już czy jeszcze nie. Ile to ja się naczytałam w internecie wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę frazę '' spóźniająca się miesiączka '', '' spóźnia mi się okres '' czy wiele podobnych a wyskakiwało wiele czynników opóźniających miesiączkę m.in stres, podróże, dieta itd. i każdy z tych czynników podejrzewałam ale nie ten na który tak czekałam, być może dlatego żeby się nie rozczarować, po raz kolejny,
6 sierpnia 2014 r.
W pracy chodziłam poddenerwowana na niczym nie mogłam się skupić, dwa tygodnie spóźnienia to dużo czas kupić test ciążowy, tylko po to aby rozczarować się po raz kolejny. Jeśli jednak byłabym w ciąży byłby to 6 tydzień, więc poziom gonadotropiny kosmówkowej (czyli hCG hormonu produkowanego w ciąży) powinien być na tyle wysoki, że spokojnie mogę zrobić go wieczorem.
Idę do toalety, wykonuję test, na ulotce dołączonej do opakowania piszą aby odczytać wynik po 3 minutach, to najdłuższe 3 minuty w moim życiu, pojawiła się jedna kreska, za chwile druga, minęła minuta wynik jeszcze może być fałszywy czekam wpatrzona w tą małą płytkę, ale kreska nie zniknęła, wybiegłam do narzeczonego '' Udało się !! będziemy mieli dziecko!! '' krzyczałam, płakałam a to wszystko z radości.
7 sierpnia 2014r.
Najwyższy czas umówić się do ginekologa, trzeba potwierdzić ciążę. Poradnia K czynna do godziny 18, dzwonie co chwilkę ale cały czas zajęte dodzwoniłam się dopiero po około 7h w granicach godziny 15, pytam Panią z rejestracji o najbliższy wolny termin do jakiegokolwiek lekarza(w mieście mieszkam dopiero 4 miesiące nie znam lekarzy, nie wiem kto jest dobry a kto niegodny polecenia)
Usłyszałam że Pani ma w tej chwili przyjęcia a ja umilam jej życie szukaniem najbliższego wolnego terminu do niesprecyzowanego lekarza, troszkę mnie to zabolało, ale byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem i nic ani nikt nie był w stanie tego zepsuć. W końcu usłyszałam 3 września godzina 13 do doktora Szymańskiego.... To cały miesiąc, miesiąc czekania na potwierdzenie przez lekarza tej radosnej nowiny, w każdej innej poradni terminy były przybliżone albo i bardziej oddalone, trudno trzeba było czekać.
3 września 2014 r.
Nadszedł dzień wizyty... Miałam nogi jak z waty gdy szłam do lekarza...
12:40 Wchodzę na poczekalnie widzę kila kobiet, niektóre w ciąży bardziej widocznej a niektóre płaskie być może sam początek albo też inne problemy. Nie istotne, zgłaszam się do recepcji, przedstawiam się, informuje na którą mam wizytę i u jakiego lekarza, już bardziej miła Pani oznajmia mi, że jest 20 minut opóźnienia więc wejdę 13 20, trudno poczekam..
12:45 Położna zaprosiła mnie do siebie, milion pytań na temat daty ostatniej miesiączki, długości cyklu, regularności, przebytych chorób przeze mnie a także najbliższą rodzinę. Później ważenie, mierzenie itd. Jestem gotowa, mogę iść do lekarza
13.45 Już dawno powinnam być po wizycie a dalej czekam, mam wrażenie, że zaraz zejdę na zawał.. wychodzi pacjentka, zostaje wywołana ja. Lekarz ponawia serie pytań zadanych wcześniej przez Położną, cierpliwie odpowiadam, Po podaniu daty ostatniej miesiączki lekarz żartuje '' to co będzie mały bejbik'' odpowiadam tylko z delikatnym uśmiechem '' mam nadzieję ''.
Poszłam do toalety, szybkie sprawy higieniczne i na fotel, lekarz bada i bada po czym oznajmia, że widzi nadżerkę (Od razu zobaczyłam pewne forum gdzie dziewczyna pisała że miesiączka spóźniała jej się właśnie przez nadżerkę), wykonał cytologię, ja czuję że zaraz się rozpłaczę, aż tu nagle '' jest i ciąża '' nie wytrzymałam płakałam jak dziecko, stał się prawdziwy cud, będę mamą. Badanie Usg zobaczyłam promyczka, to byłą najpiękniejsza chwila w moim życiu...
Później już tylko sweet focie do rączki, rozmowa z lekarzem co wolno a czego lepiej unikać, skierowanie na 8 badań krwi + badanie ogólne moczu i mogłam lecieć do Pawła, dzielić z nim to szczęście.
Kilka dni później wybrałam się na wspomniane wyżej badania, byłam w szoku gdy pielęgniarka
na 8 badań krwi pobrała mi 7 ampułek krwi... widocznie tak było trzeba, ale niemiłosiernie mnie to osłabiło...
Dziś mija dokładnie 12 tydzień i 3 dzień, dobiega końca I trymestr ciąży, a ja wariuję
jeszcze kilka dni wstecz uparcie czytałam każde forum, każdy nawet najmniejszy ból wywoływał u mnie strach przed poronieniem, zaczęłam bzikować.
W końcu odstawiłam nałóg czytania na forach, ale musiałam zobaczyć czy z maleństwem wszystko w porządku, zadzwoniłam prywatnie do Pani Ginekolog. Z dzieciątkiem jak najbardziej ok, rośnie a serduszko bije tak dobrze, że naprawdę nie ma się czym martwić.
Dlatego przestrzegam, Drogie Mamy a także Tatusiowie nie czytajcie for, a jeśli już to robicie nie nakręcajcie się tak jak ja, bo przez kilka ostatnich dni cały czas myślałam tylko o tym czy z dzidziusiem wszystko w porządku, i zamiast przeżyć w szczęściu te kilka tygodni, ja przeżyłam je w strachu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz